wtorek, 3 maja 2022

Bezkresna kurwa rekonwalescencja i jak zjednać sobie ludzi kurwa?

Udaję trochę przed sobą, trochę przed innymi, że w sumie jestem wykurowany z tej idiotycznej małolaty. Tzn różnie bywa? Codziennie się budzę z innym mindsetem, inną tesknotą, niekiedy, chwała bogu, jej brakiem, z wykrystalizowanym umysłem, ale też idącym za tym poczuciem bezcelowości

zbieram się do detoksu, bo szprycuję ten kipiący łeb od stycznia, udało mi się nie wpieprzyć w ciąg przez 3(?) tygodnie od rozstania i sądzę, że to i tak jak na mnie prestiżowy wynik 
tak czy siak wiem, że gdyby nie usztywnianie psychy chemią to ten łeb by naprawdę wykipiał, ileż człowiek może znieść farsideł w przeciągu paru lat pod rząd? to gówno jest dla mnie chwilą oddechu, choć wcale nie
dalej przyciągam ludzi, którzy mnie ranią, wysyłają sprzeczne sygnały, którzy ni stąd ni zowąd tracą mną zainteresowanie
na co pora teraz, na klasyczne jak sos tatarski zatrzęsienie myśli
to jest do ciężkiej kurwy za moją sprawą, moje potencjalne bezzasadne napraszanie się, czy raczej to moja smrodliwa na kilometr desperacja a raczej obława na niewypowiedzianą namiętność, a nawet drobny afekt, tyci jak letni przelotny siąp, żaden deszcz jesienny staffa co tłukł w jego okno aż się biedny przekręcił
czy to może zauważalne na 10 kilometrów 10 stron dokumentowanej przez 10 lat choroby psychicznej 
wymknęła mi się również z rąk 16 letnia quasi-przyjaźń, a od siostry czuję mimowolny wstręt 
matka nie chce mnie w pobliżu i przynajmniej nie ośmiela ukrywać żalu wydania mnie na świat, tutaj muszę jej przyznać - doceniam fakt niepatyczkowania się, zamiast szorowania mi gęby mydłem toaletowym 
ojciec się stara, ale powiada, że ciężko mu z moim charakterem
ergo nikt mnie tutaj nie trzyma, o tyle dobrze, mam otwartą furtkę, mogę ćpać bez wyrzutów sumienia, mogę się wyhuśtać drugi raz bez wyrzutów sumienia, tylko z powodzeniem, bo astmatyczny kaszel po wierzganiu się na lince holowniczej wrzynającej mi się w kość gnykową męczył mnie bardziej niż samo fiasko po jego fakcie
nie cackam się więcej z odmierzaniem dawek a szprycek nie zmieniam, po prostu przepłukuje w zlewie jak sztućce po kolejnym daniu z mikrofali oskubywanym pod gołą żarówką w znoszonym podkoszulku, tak to szło?
daję wszystkim zasrańcom i posrańcom spokój, czekam na szczęśliwy wypadek bo w zasadzie to nie widzę na ten moment sensownego wyjścia z klinczu

następnym razem zapiszę tu coś dopiero gdy slajd zmieni się na pozytywny albo gdy przejdę tułakę bliską la mort bo nie jestem petrarcą żeby sie zacietrzewić na utyskiwaniu przez 40 lat ale obiecuję sobie tu i teraz, jeśli przeżyję do lipca - kupuję egzemplarz canzoniere 
 

 czuję się ździebełko jak odlud odpad tartaczny odłamek szrapnela odwiert w bajorze odgniotek na palcu  szantrapy z bielmem  w oku,  od sied...