10:33
Pierun strzelił tutejszą systematykę. Przez dwa dni mi się francę udało utrzymać w kieracie.
Dzisiaj jadę na randkę w starej nastawni kolejowej, urbex pożeniony z survivalem. Mam kuchenką turystyczną, puchę fasolki w plecaku i w ogóle brakuje mi tylko zwiniętej karimaty na grzbiecie.
Zrobiłem żółty lampion ze słoika, świeczki i cieniutkiej warstwy serwetki. Nie pokażę. To nie ma być ozdoba. To jest ADAPT OR DIE at its purest. To znaczy, tak, wygląda jak partanina.
Ciekawe czy moje nowe skórzane czarne trumniaki przetrwają szlifowanie nimi leśnej ścieżynie i gruzach w obiekcie turystycznym. Zakładam też marynarkę. Może do czasu wyjścia znajdę też muszkę albo krawat.
Nie znalazłem. Ale natknąłem się na pas cnoty i glany siostry. Yuck?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz