A dziś w duszy mi gra gra ruski elektroniczno ambientowy jazz, MOCNE egzystencjalne gówno. Leniwe, grubo krojone instrumenty dęte i smyczkowe, neo-noir klimat. Można przy tym zwalić konia do Kierkeegarda na przykład. Albo pobawić się w film i odpalić off-stage'ową autonarrację. Mżąca północ na gołej ulicy w Seattle, palisz szlunia przy swoim Lincolnie Continentalu jak bezpański pies, powietrze ciężkie jak grzech sodomski.
Znowu mi zarzucano dziś powinowactwo do Raskolnikowa. Nie mają dla mnie litości, zaprawdę powiadam wam. Sporadycznie, skokowo czuję się ponad prawem, ale nie poćwiartowałbym staruszki. I trochę wyglądam jak obdartus. Muszę to w końcu przeczytać.